top of page

Moja mała gra na dwa fronty, czyli o warszawsko-łódzkim romansie akademickim

  • Zdjęcie autora: Asia Srebnik (Kalinowska)
    Asia Srebnik (Kalinowska)
  • 8 sie 2022
  • 7 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 2 lis 2022


ree

2020? TO BYŁA JAKAŚ ŻENADA


Kiedy wybuchła pandemia, załamałam się. Prawdopodobnie kiedyś napiszę o tym więcej,

bo wymiana wspomnień z tamtego okresu może okazać się całkiem ciekawym doświadczeniem, tymczasem jednak wystarczy stwierdzić, że koronawirus wywrócił całe moje życie do góry nogami. Byłam w naprawdę kiepskim stanie psychicznym.


ree

fot. Jakub Kuśmierczyk


Miałam wrażenie ogromnej niesprawiedliwości. Mój studencki sen szlag trafił – kolejny rocznik trzymał już w garści wyniki matur, a ja nawet nie zdążyłam nacieszyć się statusem pierwszoroczniaka. Ominęły mnie słynne juwenalia, wycieczki, spotkania ze znajomymi, czerpanie z tego, co oferowało wielkie miasto…Wszystko to nie znaczyło oczywiście zbyt wiele

w porównaniu ze śmiercią tysięcy osób, ale wystarczyło, bym czuła się fatalnie.


Całe szczęście, że zostałam wyposażona w fantastyczny mechanizm autopomocy, który już wiele razy wyciągał mnie z dołka. Otóż gdy w moim życiu coś zaczyna się zwyczajnie partolić, zaczynam szukać pozytywów sytuacji, w której się znalazłam i elastycznie dostosowuję się do niej. Weryfikuję marzenia i wprowadzam zmiany, często decydując się na coś spontanicznego, co z pozoru nie ma sensu. Tak było i tym razem.


ZAPISAŁAM SIĘ NA DRUGI KIERUNEK STUDIÓW


Nie marzyłam nigdy, by być „dwukierunkowcem”. Kojarzyło mi się to z ogromnym nakładem pracy i brakiem miejsca na życie zawodowe, natomiast ja musiałam pracować, by móc studiować. Myśl o wzięciu udziału w rekrutacji wraz z rocznikiem młodszym o rok nawiedziła mnie pewnego letniego wieczoru, pewnie z jakąś niezdrową falą ciepłego, mącącego w głowie powietrza. Chyba po prostu pozazdrościłam młodszym koleżankom i kolegom, chciałam przeżyć to jeszcze raz – może cofnąć czas…? Sama nie jestem pewna, wiem jednak, że tamtego dnia aplikowałam na dietetykę w Kielcach, pielęgniarstwo w Warszawie, zarządzanie zasobami ludzkimi w Łodzi i chyba nawet gdzieś tam na prawo. Tyle pamiętam, ale było tego więcej.


NA JAKIŚ CZAS ZAPOMNIAŁAM O SPRAWIE


Gdy sytuacja w kraju trochę się ustabilizowała, wróciłam do Warszawy i pracowałam dalej jako niania. Życie było trochę nieznośne, przepełnione maseczkami i wszechobecnym smrodem strachu, ale człowiek żył wtedy nadzieją na lepsze czasy i jakoś to było. Pewnego dnia

w tramwaju numer 10 przypomniałam sobie o moim wakacyjnym wybryku i uśmiechając się pod nosem, weszłam z ciekawości na swoje konta w systemach rekrutacyjnych. Oczywiście większość z moich „szans” przepadła, bo nie uiściłam na czas opłaty rekrutacyjnej.

Ze zdziwieniem stwierdziłam jednak, że jedna z uczelni – Uniwersytet Łódzki – nadal rekrutuje. Pomyślałam, że będzie zabawnie – przelałam kasę i poczułam przyjemny dreszcz.


ree

Mogłam sobie mówić, że mi nie zależy, ale oczekiwaniu towarzyszyły ogromne emocje i kiedy dowiedziałam się, że dostałam się na wspomniany ZZL, najpierw śmiałam się jak głupia

ze szczęścia, a potem pochwaliłam się wszystkim. Nie spotkałam się ze zbyt dużą dozą wsparcia, a raczej z całkiem zrozumiałym sceptycyzmem i szeregiem obaw. Jak dam sobie radę? I tak mam mało czasu na cokolwiek – co, gdy dojdą kolejne obowiązki?


Pamiętam, że M. nie był zachwycony, przeczuwał kłopoty. Nie dbałam jednak wtedy o to wszystko. Byłam jak na haju, kompletnie wkręciłam się w planowanie i organizowanie sobie życia tak, by funkcjonować przez rok w dwóch miastach jednocześnie – przy pomocy dwóch laptopów. Ślubowanie składaliśmy na pierwszym spotkaniu online, przy włączonych kamerkach. Wtedy liczyło się tylko i wyłącznie to, że znów chciało mi się żyć.


POTEM BYŁO DUŻO GORZEJ


Najtrudniejszy był pierwszy semestr. Na ZZL-u pierwszoroczni mają część przedmiotów wspólnych ze „zwykłym” zarządzaniem, finansami i rachunkowością, no i tym podobnymi kierunkami. Miałam więc sporo matmy, podstaw zarządzania i ekonomii, a ja jestem przecież humanistką. Do tego na psychologii uraczono nas psychometryczno-statystyczno-metodologicznym kombo w jednym semestrze i zblokowanymi ćwiczeniami, więc od rana do wieczora tkwiliśmy przy komputerach. Odwaliłam kawał logistycznej roboty, żeby ułożyć swoje plany zajęć tak, by się nie pokrywały, a wymagało to ode mnie napisania minimum trzech podań i tysięcy maili do bardziej i mniej sympatycznych wykładowców. Muszę przyznać, że spotkałam się ze sporą dawką zrozumienia i dzięki temu jakoś przebrnęłam przez ten pierwszy rok, balansując jednak na granicy wytrzymałości psychicznej.


Zdarzało się i tak, że nie udawało się zagiąć czasoprzestrzeni. Uczestniczyłam wtedy

w ćwiczeniach na obu uniwersytetach jednocześnie. Tkwiłam zamknięta w pokoju, zasłuchana, z krótkimi przerwami na siku. Raz nawet spaliłam czajnik, bo o nim zapomniałam. Pamiętam momenty, w których wezwano mnie "do tablicy" tu i tu jednocześnie. Jakoś wybrnęłam, ale było to stresujące. Uważacie, że to bez sensu, że co to za studiowanie? Cóż, studia to w dużej mierze praca własna studenta. Mimo tego całego rozdwojenia jaźni miałam dobre oceny z aktywności, na końcowe też nie narzekałam.


ree

Pierwsza podwójna sesja była rzeźnią. Wracałam z pracy, siadałam do nauki, rano było zajęcia, potem znów szłam do pracy i tak w kółko. Uczyłam się po nocach i w duchu przeklinałam swój wspaniały pomysł, ale udało się przejść przez ten koszmar bez żadnych poprawek. Sesja letnia poszła mi już lepiej, chyba po prostu się przyzwyczaiłam.


Nie będę kłamać, że tamten czas nie wyssał ze mnie życiowej energii, byłam bardzo zmęczona – niemal każdy weekend spędzaliśmy z M. przy komputerach, chociaż mieliśmy dla siebie tylko te weekendy. Prawda jest jednak taka, że byłam w tamtym okresie świetnie zorganizowana; ćwiczyłam, spotykałam się ze znajomymi, w weekendy dawałam jeszcze korki online, żeby sobie dorobić. Odwiedzaliśmy rodzinę i robiliśmy spontaniczne wycieczki. Nie było źle, choć na naszej relacji – mojej i M. – ten czas bardzo się odbił.


ZMIANY W SYSTEMIE


Po roku warszawsko-łódzkiego romansu wiedziałam już, że dam radę dalej, ale potrzeba mi zmian w systemie, zwłaszcza że dostałam się na staż. Chciałam podjąć pracę na pełen etat,

w związku z czym zdecydowałam się przejść na zaoczną psychologię, zaś na łódzkich studiach złożyłam podanie o indywidualną organizację studiów (IOS). Oznaczało to, że nie musiałam być na zajęciach (z każdym prowadzącym ustalałam to indywidualnie), wykładowcy byli też

w stanie podejść elastycznie do terminów zaliczeń, ale obowiązywał mnie taki sam materiał, jak innych. Znów wysłałam tysiące maili, złożyłam kilka podań, pomęczyłam się, żeby jakoś ogarnąć ten swój nieszczęsny grafik, ale w końcu udało się. O samych studiach zaocznych pisać nie będę, bo poświęcę im osobny wpis, natomiast o całym tym cyrku, który rozpoczął się wraz

z drugim rokiem podwójnych studiów ogólnie wspomnieć trzeba.



Przede wszystkim staż to nie przelewki i naprawdę miałam co robić w firmie. Dojeżdżałam półtorej godziny w jedną stronę, z Tarchomina na Poleczki. Wieczorami siadałam do nauki

i projektów, o które walczyłam, by robić je samodzielnie – nie byłabym w stanie zgrać się

z jakąkolwiek ekipą. Moi koledzy i koleżanki z Łodzi chodzili na zajęcia stacjonarnie, zdążyli się już trochę poznać, a ja przyjeżdżałam tylko czasem w weekendy i przychodziłam pod Wydział Zarządzania, żeby sobie na niego popatrzeć. Marzyłam, by nie być „z doskoku”, ale wiedziałam też, że nie można mieć wszystkiego. Jakoś mi szło, aż do zimy. W grudniu strasznie się rozchorowałam i przeleżałam trzy tygodnie w domu, a to wywołało kolejną falę refleksji. Postanowiłam m.in. poszukać nowej pracy.


ree


W styczniu doszłam do siebie, zimowa sesja (tym razem pojedyncza – na psychologii zaocznej mamy roczne rozliczenie) dała mi się we znaki, tak samo zepsuty samochód i różne niesnaski

w życiu osobistym. Miałam serdecznie dość. Zmieniłam pracę, ale nie zmieniło się za to zbyt wiele w moim życiu. Przyszedł początek lutego, dojeżdżałam do pracy 40 minut (na szczęście tylko metem), pracowałam od 9 do 17. Wracając, uczyłam się z telefonem w ręku, a po powrocie do domu odpowiadałam ustnie u prowadzących, którzy byli na tyle życzliwi, by organizować dla mnie egzaminy ustne poza normalnymi terminami. Wszystkiego było jednak za dużo, zewsząd słyszałam, że zbyt wiele na siebie wzięłam, że trzeba coś odpuścić. Miałam jednak odpuścić, gdy byłam już tak blisko? Pamiętam, jak na jednym z wieczornych zaliczeń po prostu ukryłam twarz w dłoniach i powiedziałam prowadzącej, że nie dam rady. Miałam gorączkę. Wyznaczyła mi kolejny termin na następny dzień; zdałam.


CZY WARTO BYŁO SZALEĆ TAK?


Niedługo potem rzuciłam wszystko i wszystko rzuciło mnie. Przeniosłam się do Łodzi, długo szukałam pracy, więc mogłam – a w zasadzie musiałam (nie dostałam IOS-a z uwagi na brak zatrudnienia w tamtym momencie) – chodzić na zajęcia stacjonarnie. Poznałam ludzi, których dotychczas kojarzyłam tylko z ikonek na MS Teams i przestałam się czuć jak z doskoku.

W weekendy jeździłam do Warszawy na studia zaoczne, z których byłam coraz bardziej zadowolona. Tu, w Łodzi, zaczęłam w końcu robić projekty grupowe w grupie, a nie sama; studia zaczęły mieć na serio smak studiów, a życie – mimo kolejnego stażu, który doszedł do mojego grafiku w maju – stało się jakby spokojniejsze.


ree

Dzisiaj siedzę tu o wiele szczęśliwsza, z zatwierdzoną koncepcją pracy licencjackiej i pewna,

że co by się nie działo – doprowadzę to do końca. Czy warto było szaleć tak? Cóż, po lekturze powyższej historii studiowanie dwóch kierunków wydaje Wam się pewnie katorgą, ale według mnie to wszystko jest kwestią indywidualną – liczy się wytrzymałość psychiczna, ale także to, jak bardzo te kierunki są sobie bliskie, czemu ta dwukierunkowość w zasadzie ma służyć

i czy widzicie w niej sens.


Ja nie żałuję, choć nie było łatwo! Zyskałam dużo wiedzy, którą wykorzystuję w praktyce. Moje dwa kierunki i branża, w której pracuję, łączą się ze sobą – na zajęciach bardzo mi to pomagało, bo np. wiele informacji z psychologii przydało mi się na „miękkich” przedmiotach na ZZL-u. Dyplom – który nadal ma znaczenie na drodze do rozwoju kariery – zdobędę za rok, a nie dopiero za dwa lata, po studiach jednolitych magisterskich; dla mnie bomba! Poznałam tabuny, a nie tylko garstkę świetnych ludzi, posmakowałam dwóch miast i dwóch uczelni o kompletnie różnym charakterze. To tylko wycinek tego, czego doświadczyłam i co zyskałam dzięki swojej pokręconej decyzji.


BEZ POMOCY - ANI RUSZ!


Jeśli myślicie o rozpoczęciu drugiego kierunku, nie łudźcie się jednak, że dojdziecie do wszystkiego sami. Zawsze jest ktoś, kto pomaga, kto trzyma, gdy grunt rozpada się pod nogami. Ludzie wokół mnie zrozumieli ostatecznie, jak ważne są dla mnie obydwa kierunki

i bardzo mnie wspierali. M. zawsze przytulał i pocieszał, starał się doradzić, pomóc, jak tylko mógł. Wszyscy moi przyjaciele mieli czas, by mnie wysłuchać, gdy zaczynało być źle, większość

z nich podziwiała to, co robię; rozumieli, że nie mam tyle przestrzeni na spotkania, co kiedyś. Znajomi z jednego i drugiego kierunku zawsze służyli notatkami, informacjami – nie zliczę, ile razy dziennie maltretowałam tych ludzi wiadomościami, by móc sobie wszystko poukładać

i niczego nie przegapić – nikt z nich nie dał mi nigdy odczuć, że jestem z lekka irytująca.



Również ze strony prowadzących w zdecydowanej większości spotkałam się z otwartością

i zrozumieniem. Jedna pani profesor powiedziała wprost – gdy pokrywały mi się terminy egzaminów i sytuacja formalnie była naprawdę beznadziejna – że choćby nie wie co, pomoże mi skończyć te studia. I choć nikt nie wymagał ode mnie nigdy mniej wysiłku, niż od pozostałych studentów, to w kwestiach terminów czy formy zaliczenia zawsze dało się jakoś dogadać. Chylę czoła szczególnie przed kadrą i paniami z dziekanatu Uniwersytetu Łódzkiego, bo bez ich pomocy w tej akademickiej gimnastyce nie byłoby mnie dzisiaj w tym miejscu,

w którym się znajduję.


ree


Jak Wasze wrażenia? Zdecydowalibyście się na taką przygodę? A może macie ją już za sobą lub jesteście w jej trakcie? Podzielcie się w komentarzach swoimi doświadczeniami/przemyśleniami!

Komentarze


© 2023 by Name of Site. Proudly created with Wix.com

bottom of page