Największe ślubne absurdy XXI-go wieku
- Asia Srebnik (Kalinowska)

- 14 sie 2023
- 10 minut(y) czytania

Dwa tygodnie temu wypowiedziałam sakramentalne "Ja, Joanna...", patrząc w oczy prawdopodobnie najfajniejszemu facetowi, który chodzi po tym świecie i śmiejąc się przy tym jak głupia ze szczęścia. Później było fantastyczne wesele, trudna pobudka w niedzielne południe, no i w zasadzie od tego momentu przestałam być częścią ślubnego światka. Nie opuściłam jednak do tej pory Facebookowych grup poświęconych tematyce organizacji ślubu i wesela. Dlaczego?
Po pierwsze - to doskonały rynek zbytu dla tzw. weselnych "pozostałości", a po drugie - można czasem wspomóc jakąś przerażoną Pannę Młodą dobrą radą, po trzecie zaś - posty i komentarze znajdujące się w tej przestrzeni Internetu to istna karuzela śmiechu.
To właśnie te grupy zainspirowały mnie do napisania tego posta. Być może pomoże on komuś, kto ma przed sobą swój wielki dzień, podejść do jego organizacji na trzeźwo. Zapraszam Was dzisiaj na przegląd największych ślubnych absurdów XXI-wieku, z którymi spotkałam się w sieci
i na żywo.
Kawka/herbatka zaparzona? Sączycie już lemoniadę przez papierową słomkę? No, to jedziemy!
NR 1:
MUSZĘ WZIĄĆ ŚLUB KONKORDATOWY, BO RODZINA TAK KAŻE/BĘDZIE GADAĆ

Serio? A jak nie weźmiesz, to spalą Cię na stosie? Czasami naprawdę zastanawiam się, czy osoby z tego typu podejściem dojrzały w ogóle do zawarcia związku małżeńskiego. W Polsce można wziąć również ślub cywilny czy humanistyczny, jeśli ktoś nie czuje się częścią Kościoła - jesteśmy dorośli, więc podejmujmy decyzje w zgodzie ze sobą, bo inaczej w przyszłości będziemy obwiniać cały świat o to, że nie postąpiliśmy tak, jak chcieliśmy.
NR 2:
PANNA MŁODA, KTÓRA MA DZIECKO/MIESZKA ZE SWOIM PARTNEREM NIE MOŻE IŚĆ
W WELONIE/WIANKU/BIAŁEJ SUKNI DO ŚLUBU

Oczywiście. Istnieją nawet specjalne oddziały inkwizycji, które wparowują na śluby takich "nielegalnie" odzianych Panien Młodych. Byłam, widziałam. Wy nie?
No ludzie, błagam...Co innego, jeśli ktoś sam tak czuje i lubi żyć według tradycji, a co innego, gdy jakaś "życzliwa", stara ciotka lub inny babsztyl wygłasza tego typu mądrości biednej dziewczynie.
Swoją drogą, dlaczego nigdy nie powstały tego typu "przepisy" dotyczące panów, hmm? ;)
NR 3:
RODZIC PŁACI, RODZIC WYMAGA

W mojej "topce" grupek ślubnych są posty w stylu: "Rodzice płacą nam za wesele/dorzucają się do wesela i powiedzieli, że ma być X, a my chcemy Y...".
Jeśli rodzic jest w stanie iść z własnym dzieckiem na wojnę o kolor serwetek czy kapelę weselną, szantażując je przy tym przy pomocy pieniędzy lub emocjonalnie, to należy jak najszybciej uświadomić sobie, że coś w tej relacji jest nie tak i spróbować ją uporządkować. Rodzic pomagający swojemu dziecku finansowo w żaden sposób nie otrzymuje prawa,
by wtrącać się do organizacji wesela, ponieważ swój wielki dzień ma już za sobą. Mam wrażenie,
że niektórzy rodzice po prostu nie zorganizowali własnego wesela tak, jak chcieli (bo robili to za nich...tak, ich matki oraz ojcowie!) i teraz próbują to sobie odbić świętem własnego potomstwa.
A może by tak przerwać to błędne, chore koło? Postawić granice, szczerze pogadać? Weźcie pod uwagę, że niektórzy rodzice mogą trochę "wariować" przed weselem i sprawiać wrażenie, że nie zależy im na Was. Warto o tym podyskutować - oni też się stresują i czasem musimy być od nich mądrzejsi, by wyciągnąć dłoń na zgodę.
Wiele par współcześnie decyduje się na samodzielne finansowanie własnego wesela, m.in. po to, by nie "sprzedawać duszy" rodzicom za kasę na weselę. Niestety, liczcie się z tym, że nawet, jeśli płacicie za swoją uroczystość sami, mamy i tatusiowie - ba, nawet osoby postronne! - mogą się wtrącać. Najlepiej jest zachować zimną krew i robić swoje, bo ten dzień macie raz
w życiu i szkoda oddawać tu innym pałeczkę.
NR 4:
RODZIC POWINIEN DOŁOŻYĆ SIĘ DO WESELA DZIECKA/SFINANSOWAĆ JE

Absolutnie nie! Jesteście dorosłymi ludźmi i powinniście umieć na siebie zarobić. Jeśli rodzice chcą pomóc, to bardzo miło z ich strony, ale jeżeli nie podarowali Wam mieszkania, auta i jeszcze nie urządzili wesela jak dla celebrytów, to nie znaczy, że są źli i niewspierający.
Wesele w dzisiejszych czasach to swego rodzaju luksus - zanim się na nie zdecydujemy (nawet na takie w wersji "mini"), warto zastanowić się, czy w ogóle nas stać, a nie liczyć, że ktoś będzie nam za nie płacił.
NR 5:
DO KOPERTY TRZEBA WŁOŻYĆ...

Kolejny absurd, od którego aż boli głowa. Goście weselni NIE SĄ sponsorami Waszego wesela.
To z ich strony miły gest, że ofiarowują Wam prezent w gotówce lub jakikolwiek inny prezent, ponieważ żadnego rodzaju podarki nie stanowią biletu wstępu na wesele.
To Wy organizujecie wesele i zapraszacie ludzi, by cieszyli się z Wami w tym wyjątkowym dniu. Niegdyś faktycznie opłacało się wesele z kopert, ale wiecie co? Teraz większość domów weselnych czy restauracji wymaga uiszczenia sporej części należności przed uroczystością. Nasze wesele było praktycznie w całości opłacone przed, także nie myśleliśmy w ogóle
o żadnych kopertach.
Osobiście nie wyobrażaliśmy sobie z M., by którejkolwiek ważnej dla nas osoby zabrakło przy nas w dniu ślubu tylko dlatego, że nie stać jej na prezent, bo nam naprawdę niczego nie brakuje. Zrezygnowaliśmy z "rebusów" na zaproszeniach, by nikomu nie ograniczać pola manewru, gdyby jednak chciał coś przynieść. Nie dostaliśmy sześciu żelazek, jak głoszą anegdoty, za to bardzo ucieszyliśmy się ze spersonalizowanych prezentów, w które ktoś włożył masę pracy oraz z każdego innego podarunku.
Przechodząc do meritum: do koperty wkładasz tyle, na ile Cię stać i tylko wtedy, jeśli możesz
i chcesz.
NR 6:
WESELE JEST DLA GOŚCI

Otóż nie. Wesele jest trochę jak urodziny - Para Młoda świętuje, a my jej w tym towarzyszymy. Narzucaliście kiedyś organizatorowi imprezy urodzinowej, jaka muzyka ma grać na przyjęciu bądź sugerowaliście mu uporczywie dobór alkoholi?
Jeśli czeka Was organizacja wesela, przygotujcie się na to, że ludzie I TAK BĘDĄ GADAĆ. Choćbyście próbowali wejść wszystkim w cztery litery, nigdy nie dogodzicie każdemu z osobna. Ciotce Klementynie nie będzie odpowiadać muzyka, wujek Zygmunt ponarzeka sobie, że "dzisiaj młodzież już nie ta", zaś tort okaże się oficjalnie "taki dobry, nie za słodki", choć za Waszymi plecami Jadźka z szóstego piętra przyzna szczerze, że smakował jej rzygowinami. Ludzie bywają okrutni i ostentacyjnie prezentują swoje niezadowolenie - my, Polacy, mamy to już chyba
po prostu w genach.
Szkoda projektować swoje święto pod wymagania tłumu. W tym wielkim dniu powinniście myśleć o sobie nawzajem i miłości, która Was połączyła. Głośne narzekanie Waszych gości
i obrażone miny świadczą tylko o ich braku kultury - Wy stworzyliście warunki do zabawy, a jeśli ktoś uparcie nie chce się bawić, to i święci tu nie pomogą.
NR 7:
JAK KTOŚ CHCE PRZYJŚĆ NA WESELE, TO ZNAJDZIE SPOSÓB

To nie do końca tak działa. Nam odmówiło sporo osób i każdą taką odmowę przyjmowaliśmy
z uśmiechem, bez wyrzutu. Nie ocenialiśmy, czy ktoś ściemnia, że ma wykupiony wyjazd
na wakacje - wesele to dzisiaj duży wydatek, ludzie mają swoje obowiązki, problemy i czasami naprawdę trudno jest im wybrać się na wesele, choćby nawet chcieli.
Nie istnieje żaden obowiązek chodzenia na wesela i każdy ma prawo uprzedzić Parę Młodą, że go nie będzie oraz nie tłumaczyć się z tego. Szczególnie jeśli robicie wesela w piątek, środę, czy czwartek (nie każdy może lub chce ot, tak wziąć urlop), zapraszacie bez dzieci, zapraszacie ze zbyt małym wyprzedzeniem lub zapraszacie np. kogoś, kto spodziewa się potomka, buduje dom, organizuje własne wesele - liczcie się z tym, że Ci ludzie mogą nie przyjść. To nie oznacza, że im na was nie zależy, a robienie im awantur jest czystym nietaktem. Nikt nie będzie brał kredytu, żeby dotrzeć na Wasze święto, a niestety wiele par naciska na przyjście, wymagając jednocześnie po cichu grubych kopert.
NR 8:
ZAPROSZENIA TRZEBA WRĘCZAĆ OSOBIŚCIE, BO INACZEJ LUDZIE SIĘ OBRAŻĄ

Doprawdy? To niech się obrażą. Nie chcę na mojej uroczystości ludzi, którzy wieszają na mnie psy, bo nie obskoczyłam stu domów, nie wypiłam stu kaw i nie zjadłam stu ciast, by wręczyć kawałek kartki. My zaproszenia wysłaliśmy pocztą, a osobiście rozdaliśmy je tylko najbliższej rodzinie bądź osobom, które akurat mieliśmy "na miejscu". Przy dwóch kierunkach studiów, pracy i setce innych obowiązków nie miałabym czasu jeździć po ludziach przed ślubem, szczególnie że organizacja tego wydarzenia pochłania masę energii. Nie wspomnę już o zgraniu się w czasie z ówczesnym Narzeczonym...i o tym, że ten czas woleliśmy poświęcić po prostu sobie nawzajem.
To, że ktoś wręcza zaproszenia osobiście, to miły gest. Nie żyjemy już w czasach, gdzie wszyscy goście weselni mieszkają w promieniu pięciu domów od nas. Skończmy z tym przerostem formy nad treścią i myślmy życiowo, szanując własny i cudzy czas. To tylko kartka.
NR: 9
ZAPROSZENIA WRĘCZA SIĘ DWA MIESIĄCE PRZED...

...a później wielkie łzy i frustracja, że goście odmawiają.
Osobiście żyję w takim tempie, że kalendarz mam zawalony na osiem weekendów do przodu,
o dniach powszednich już nie wspominając. Tak mam, lubię i mogę. Pewne rzeczy w moim grafiku są "nieprzesuwalne". Jeśli ktoś zaprasza mnie na wesele dwa miesiące przed, to raczej nie ma szans, bym na nie dotarła.
Uwierzcie mi, że nie jestem wyjątkiem. Zapraszanie na wesela szczególnie w "gorących" okresach (sezon komunijny, urlopowy, świąteczny) powinno się rozpocząć ze sporym, nawet rocznym wyprzedzeniem. Ewentualnie można zdecydować się na wstępne rozesłanie tzw. "save the date" i wręczenie zaproszeń w późniejszym terminie.
NR 10:
ZAPROŚ, BO WYPADA!

Jeden z moich ulubionych absurdów ślubnych. Pod naciskiem bliskich Młodzi zapraszają na własne wesela pociotki, siódme wody po kisielu, szefa firmy, w której pracuje ojciec, a później nawet nie ogarniają, kto jest kim.
To, że ktoś zaprosił Waszych rodziców na wesele w '85, nie oznacza, iż musi teraz zostać uwzględniony na Waszej liście gości. Nie ma również obowiązku goszczenia na weselu sąsiadów, ekipy z pracy, skłóconej z całą rodziną (w tym z Wami) kuzynki oraz kota przyjaciółki. Zapraszacie, kogo chcecie i to w takiej ilości, na jaką pozwala Wam budżet lub wielkość sali.
NR 11:
NIE BĘDĘ ODMIENIAĆ NAZWISK NA ZAPROSZENIACH, BO GŁUPIO BRZMIĄ/
KTOŚ UWAŻA, ŻE JEGO NAZWISKA SIĘ NIE ODMIENIA

To jeden z tematów, które doprowadzają mnie do białej gorączki. Okej, niektórzy celowo decydują się na tzw. "zmniejszenie dystansu" i zapraszają "ciocię Basię" (chociaż ja mimo wszystko uważam, że wesele to dość formalna okazja i nie chciałabym raczej zostać sprowadzona
do miana "cioci Asi", czy czegoś w tym stylu), jednak jeżeli już zapraszacie z imienia i nazwiska, wypadałoby zainteresować się, jak to zrobić prawidłowo.
Wśród niektórych Polaków funkcjonuje przekonanie, że ich nazwisko się nie odmienia -
w większości przypadków jest ono błędne. Jako miłośniczka języka polskiego wzywam
do uszanowania jego zasad i przeczytania tego wpisu: Jak odmieniać nazwiska na zaproszeniach ślubnych? (janachowska.pl). Może Was bardzo zaskoczyć...
Pamiętajcie: to, że ktoś nie umie odmieniać własnego nazwiska, nie znaczy, iż macie specjalnie dla niego kaleczyć zasady języka polskiego. Warto całe życie się uczyć, a nie obrażać bez potrzeby. Przykładowo: zapraszamy Joannę Srebnik, ale już Mateusza Srebnika, razem zaś - Joannę i Mateusza Srebników (nie: Srebnik!).
Powiecie o nas również, że "na imprezie zjawią się Joanna i Mateusz Srebnikowie" lub "małżeństwo Srebników", nie zaś: "Joanna i Mateusz Srebnik"/"małżeństwo Srebnik" - to pierwsze rozwiązanie sugeruje w sposób iście obrzydliwy, iż jestem Joanną beznazwiskową :)
Zwróćcie też uwagę na tekst zaproszenia: jeśli wybrzmiewa w nim: "Pragną serdecznie zaprosić...", to zadajemy sobie pytanie: "kogo?" i piszemy: "Jana Kowalskiego", a nie "Jan Kowalski".
NR 12:
BEZ WIESZAKA Z NAPISEM "PANNA MŁODA" I SZTUCZNEGO DYMU ŚLUB SIĘ NIE ODBĘDZIE

Wymysły branży ślubnej to takie bagienko, w które bardzo łatwo wdepnąć. Zaczynasz przygotowania do ślubu, wszystko już niby masz, ale nagle widzisz, że tamta ma białe okulary w kształcie serduszek, inna fotobudkę, a trzecia pudełko na obrączki z grawerem. Ty masz iść do ołtarza bez pudełka?! No way! Przecież ślub się nie odbędzie!
Tak właśnie giną nasze pieniądze - toną w odmętach coraz to nowszych, wymyślonych wydatków, na które rzucamy się - i to niestety głównie my, dziewczyny - jak wygłodniałe zwierzęta, przekonane, że jeśli czegoś z tych pierdółek nam zabraknie, nasza uroczystość nie będzie w pewnym sensie "pełna".
Podeszliśmy do tego z M. na trzeźwo - jeśli coś bardzo nam się podobało, kupowaliśmy to, rezygnując przy okazji z rzeczy naszym zdaniem zbędnych - np. fotobudki, animatorów do opieki nad dziećmi czy zimnych ogni. Nasze wesele w porównaniu do współczesnych było stanowczo
w wersji "basic".
Jeśli chcecie uniknąć zbędnych wydatków, zastanówcie się, czy naprawdę chcecie tego i owego, czy gnacie po prostu ślepo za tłumem.
NR 13:
WESELE BEZ DZIECI/ALKOHOLU/WEGE TO SKANDAL!

Szczerze? To Para Młoda decyduje o formie wesela. Znów ta sama kwestia - czy jeśli ktoś Was do siebie zaprasza, zaczynacie mu przestawiać meble albo robicie wyrzuty, bo nie podoba Wam się, że mieszka w bloku, a nie w domku? Młodzi mają prawo zapraszać bez dzieci, mają prawo nie chcieć z różnych przyczyn alkoholu na własnej uroczystości i tym podobne.
Oczywiście działa to też w drugą stronę - goście mają prawo nie chcieć lub nie móc w takim weselu uczestniczyć i Młodzi powinni to uszanować.
NR 14:
MŁODZI POWINNI ZAPEWNIĆ GOŚCIOM NOCLEGI I TRANSPORT

"Powinni", "wypada", etc. Stara śpiewka. Tymczasem to miły gest ze strony Pary Młodej,
że troszczy się w ten sposób o swoich gości, ale czy zawsze w jej obowiązku leży pokrywanie kosztów noclegów i transportu? Każdy z gości wie, gdzie będzie odbywać się uroczystość i jest
w stanie ocenić swoje możliwości dojazdu czy zapewnienia sobie miejsca do spania. Istnieje też coś takiego, jak taksówki.
Oczywiście również ten medal ma drugą stronę - warto jest ocenić szanse finansowe oraz logistyczne własnych gości na przybycie np. na wesele w domku w górach, jeśli jest to dla nich duża odległość i zastanowić się, czy nie lepiej postawić na inną lokalizację, zamiast później mieć pretensje, iż odmówiła nam przybycia połowa zaproszonych.
NR 15:
GOŚCIE POWINNI DOSTAĆ OD MŁODYCH PREZENTY

Podziękowania przy talerzykach albo wódka i tzw. "gościńce" z ciastem na odchodne - kto z nas tego nie zna? Kolejne pokolenia Par Młodych prześcigają się w pomysłach co do prezentów dla gości. Głowią się, co dać gościom wchodzącym do kościoła, wychodzącym z niego, tym, którzy tylko zajrzeli przez bramę, no i "pełnoprawnym" gościom weselnym.
Szczerze? Nie ma w konstytucji takiego zapisu, że trzeba gościom koniecznie sprezentować jakieś podarki. Te malutkie, przy talerzykach - pomysł zapożyczony chyba ze Stanów - bywają urocze, ale często lądują masowo w koszach; wódka - tę oczywiście każdy chętnie weźmie,
ale jeśli ktoś zna (w szczególności z autopsji) skalę i konsekwencje problemów alkoholowych
w polskich rodzinach, niekoniecznie może chcieć przykładać rękę do tego, by wuj Stach jeszcze po weselu rozpijał się po domowych kątach. Ciasto? No super, tylko czy wiecie, ile jedzenia marnuje się i tak po weselu? Czy nie lepiej rozdać to, co zostanie, choćby tylko bliższej części rodziny? Nie wspomnę już o kosztach, które generuje ta dodatkowa wódeczka czy paczuszki ze słodkościami - jako goście nie powinniśmy wymagać od Pary Młodej tego typu podarków, zwłaszcza że - co chcę jeszcze raz podkreślić - nie wszystkim wesela sponsorują rodzice,
co równa się zwykle nieco mniejszemu budżetowi.
Najeść się i napić można się na weselu - koniec kropka.
NR 16:
ŚWIADKOWIE POWINNI SIĘ "POCZUWAĆ" I ANGAŻOWAĆ

Zasadniczo do czego? Rolą świadków jest podpisanie papierów. Jeśli chcą, mogą robić więcej. Ale to już kwestia odpowiedniego doboru świadków (nie wybiera się raczej osób niepunktualnych, nieumiejących się zachować w towarzystwie czy "nieogarniętych")
i sprecyzowania swoich tzw. "oczekiwań".
My wybraliśmy genialnych świadków. Czuliśmy się turbo zaopiekowani, mogliśmy we wszystkim na nich liczyć, ale to dlatego, że to starzy (bynajmniej nie metryką) weselni "wyjadacze". Wiedzą, co i jak. Tak naprawdę jednak nie obarczaliśmy ich żadnymi zadaniami przed ślubem, ponieważ uważamy, że to Para Młoda organizuje wesele i nie powinna oczekiwać, iż świadkowie będą żyć nim cały rok.
NR 17:
OPRACOWANIE DOKŁADNEGO PLANU DZIAŁANIA POMOŻE SPRAWIĆ,
ŻE WSZYSTKO PÓJDZIE IDEALNIE

Baju-baj. Osobiście jestem fanką planowania, prowadziłam dwa plannery ślubne i wyhodowałam z pięćdziesiąt arkuszy w Excelu poświęconych naszemu wyjątkowemu dniu. Wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik, a jednak i tak nie obyło się bez latania tu i tam trzy dni przed ślubem.
Żaden plan nie pomoże Wam przewidzieć - jak w moim przypadku - choroby i kiepskiej pogody. W dniu ślubu trzeba wrzucić na luz i przestać spinać pośladki. Najlepszą obroną przed ewentualnymi rozczarowaniami jest to, by się zbytnio na nic nie nastawiać. Nie mamy nad wszystkim kontroli, planowanie potrafi jednak bardzo zrelaksować, dając jej złudne poczucie. Pamiętajcie tylko, by za bardzo nie przywiązywać się do wykreowanych planów.
To już cała lista. Pewnie mogłabym dorzucić tu jeszcze wiele punktów, ale postawiłam na te najważniejsze. Co sądzicie o tych absurdach? Może spotkaliście się z jakimiś innymi lub nie zgadzacie się do końca z tym, co tu napisałam? Zapraszam Was do pozostawienia własnych przemyśleń w komentarzach!





Komentarze