top of page

Wiosna z nutką dekadencji

  • Zdjęcie autora: Asia Srebnik (Kalinowska)
    Asia Srebnik (Kalinowska)
  • 13 kwi 2023
  • 4 minut(y) czytania

Jestem absolutnie rozchwiana emocjonalnie i przyznaję to bez bicia. Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą doskonale, że często ekscytuję się nieistotnymi dla przeciętnego śmiertelnika elementami życia, by za chwilę wyć jak bóbr z powodu jakiejś błahostki. Kiedy jestem smutna, na dokładkę puszczam sobie depresyjne playlisty

na Spotify, jakbym chciała przeżyć ten smutek już na całego. Nieustannie myślę

o życiu i, co tu dużo mówić, należę zdecydowanie do gatunku wrażliwców. Przedwczoraj, gdy ostatni kawałek świątecznej szarlotki ułożył się już

w brzuszku, walizka została spakowana,

a ja wpełzłam pod kołdrę, w mojej głowie pojawił się natłok nieproszonych refleksji na temat tego, co nazywamy dorosłością.



Moja wiosna 2023 smakuje dekadencją. Moja młoda dorosłość nią smakuje...Podzieliłam się ostatnio z M. taką myślą, że w dzieciństwie spieszymy się do dorosłości, gdyż jest ona dla nas czymś nieprzeniknionym - nikt z nami o niej wprost nie rozmawia. Zresztą, gdyby ktoś dorosły powiedział dziecku, że dorosłym brakuje często na opłacenie mieszkania, że tracą pracę, że zdradzają się i ranią, to ono i tak by tego nie przyswoiło, bo dla dziecka to jednak trochę abstrakcja. Gonimy więc za dorosłością, by w końcu zderzyć się z murem schematów

i systemów, bezsilnością odbierającą nam słodycz swobody. Zaczynamy marzyć, by cofnąć czas.


Za miesiąc i dwa dni skończę dwadzieścia trzy lata - to doskonały moment, żeby podzielić się

z Wami tym, co mnie najbardziej uderza w dorosłości - tej mojej.



1. ŚWIAT PĘDZI DO PRZODU...


...a ja coraz mniej mam ochotę go gonić. Żeby nie było - doceniam wszelkie technologiczne nowinki, które ułatwiają nam, ludziom, życie, a także umysły, które te cuda projektują i usprawniają, lecz po prostu zaczynam się gubić w natłoku tego wszystkiego. Mam wrażenie, że mentalnie bardziej pasowałoby do mnie życie w jakimś szlacheckim dworku, konne przejażdżki, brzdąkanie na fortepianie przez pół dnia

i nauka francuskiego. Mimo tego, iż całkiem przyjemnie konwersowało mi się ostatnio

z chatem GPT, to chyba czasami tęsknię

za wczesnymi latami dwudziestego pierwszego wieku, w których jedynym telefonem, jaki przy sobie nosiłam, był ten zabawkowy z kiosku, z cukierkami

w środku.


Najbardziej przeraża mnie to, że nie mam pojęcia, czy będę w ogóle potrafiła w przyszłości znaleźć wspólny język z własnymi dziećmi - ja, wychowana na książkach i zabawach stricte podwórkowych, z przedstawicielami pokolenia, które będzie żyć głównie online już nie z wyboru, lecz raczej z konieczności.


2. RODZINA - TRUDNY TEMAT...


...bo kiedy "wychodzi się z domu", naprawdę wszystko się zmienia. Dla mnie przełomowym wydarzeniem była sprzedaż mieszkania, w którym się wychowałam.

Do tej pory było ono dla mnie czymś oczywistym, centralnym punktem mojego życiowego układu. To w nim dorastałam pod czujnym okiem mamy i starszego rodzeństwa, to w nim spotykaliśmy się później na rodzinnych obiadach, gdy pojawiały się na świecie dzieciaki moich sióstr i braci. Gdy ta rodzinna twierdza zniknęła, zaczęłam rzadziej bywać

w Radomiu. Z biegiem czasu spostrzegłam, że coraz mniej uwagi poświęcam bliskim,

za to coraz bardziej angażuję się

w budowanie własnej przyszłości,

tej związanej z M.


To całkowicie normalne, że tak się dzieje - mam pięcioro rodzeństwa i choćbym próbowała

ze wszystkich sił, nie jestem fizycznie w stanie spotykać się ze wszystkimi regularnie. Często tęsknię za moją familią, a także rozklejam się, przypominając sobie jakieś migawki

z dzieciństwa. Wiem, że oni nie mają do mnie pretensji - każde z nas ma własne życie

i przychodzi moment, w którym rodzina staje się tak duża, iż trudno utrzymać ją w garści. Trochę inaczej rozmawia mi się już też z bliskimi, to już inny rodzaj relacji, niemniej z każdego naszego spotkania staram się wycisnąć sto procent.


Zaczynam doskonale rozumieć to uczucie wiecznego rozdarcia, które pojawia się, gdy człowiek wyfruwa z gniazda i zaczyna tworzyć własną historię - od tego momentu w żadnym miejscu

nie jest się w pełni szczęśliwym, bo w każdym jest tylko po kawałeczku serca. Weźmy także poprawkę na to, że czasem na horyzoncie pojawia się ta druga rodzina - bliscy partnera/partnerki - z którą też trzeba poukładać sobie relacje, zjeść beczkę soli

i skonfrontować się z jej stylem bycia, niekiedy tak różnym od tego, który reprezentuje nasza rodzina pochodzenia.


Jedno jest pewne - kiedyś byłam bardziej rodzinna, M. zwrócił na to ostatnio uwagę.

To prawda, zmieniłam się wskutek wielu czynników i przedefiniowałam pojęcie "rodziny". Teraz używam go głównie w kontekście domu, który zamierzam z M. zbudować.


3. PRZYSZŁOŚĆ...


...która raczej nie kusi i nie prezentuje się zbyt kolorowo. Mam takie wrażenie,

że (przynajmniej w Polsce) pokolenie Z, które mam zaszczyt reprezentować, żyje głównie chwilą. Gdybym miała określić jego permanentny mood, przytoczyłabym słowa znanej piosenki:


"Jeśli to ostatni w życiu dzień,

jeśli jutra nie ma być na pewno,

z każdym łykiem żal mi coraz mniej,

jest mi doskonale wszystko jedno"


Bo trochę tak jest, że weszliśmy w dorosłe życie, chwilę później wybuchła pandemia, potem wojna, ceny skaczą jak szalone, no

i nie zanosi się na jakąkolwiek stabilizację.


Budujemy też swoje historie w czasach paradoksu wyboru - to nas unieszczęśliwia. Nie żyjemy pracą, jak nasi rodzice czy dziadkowie - owszem, pracujemy, żeby przetrwać, ale nieustannie poszukujemy w tym pogmatwanym świecie czegoś więcej, jakiejś wartości, w imię której warto działać. Rzadko taką znajdujemy.


Mając osiemnaście lat sądziłam, że zbawię świat. Miałam mnóstwo marzeń i pomysłów

na siebie. Chciałam coś od siebie dać społeczeństwu, budować przyszłość - dzisiaj kompletnie tego nie czuję. Czuję za to dobitnie, jak upadają autorytety i idee, w które wierzyłam. Z jednej strony to smutne, z drugiej - krzepiące, gdy przestajesz silić się na to, by Twoje życie było jakąś niesamowitą misją, a zaczynasz po prostu być tu i teraz. To szczególnie ważne w naszym świecie, który choruje na przerost formy nad treścią.


4. ZASKAKUJĄCA AKTUALIZACJA...


...mojego wewnętrznego "ja". O ile zainteresowania zmieniały mi się w ciągu mojego życia jak w kalejdoskopie, o tyle charakter pozostawał ten sam, aż do teraz. Na początku nie mogłam pogodzić się z tym, że coś się we mnie zmieniło, na siłę próbowałam zachowywać się czy spędzać czas tak, jak dawna Asia, choć miałam ochotę na zupełnie co innego.


Dla przykładu, kiedyś o wiele bardziej lubiłam towarzystwo dużej ilości osób - teraz coraz częściej chcę pobyć sama. Asia sprzed lat chętnie opowiadała o swoich sprawach i uczuciach całemu światu - teraz wiele takich informacji zachowuję dla siebie, bądź dzielę się nimi z bardzo wąskim gronem osób.


Ale zmieniłam się też w drugą stronę - kiedyś nie pozwoliłabym sobie na przykład na włożenie bardziej "wyzywających" ubrań czy na sprzeciwienie się komuś starszemu. Jestem z tej samej gliny, ale w ciągu życia przyjmuję różne kształty. I tyle.



CZY UTOŻSAMIACIE SIĘ Z KTÓRYMŚ Z POWYŻSZYCH PUNKTÓW?


A MOŻE MACIE JAKIEŚ INNE PRZEMYŚLENIA DOTYCZĄCE DOROSŁOŚCI?


DAJCIE ZNAĆ!

2 comentários


eljasiewicz
13 de abr. de 2023

Jak jest zdrowie i zdrowie naszych najbliższych - to jest super 😀. Tempo życia zwalnia po studiach i to normalne, grunt żeby dalej spotykać się z fajnymi ludźmi.

Curtir
drpsycholog
13 de abr. de 2023
Respondendo a

Przykro mi. Tempo życia może i zwalnia, ale poczucie czasu nie.

W podstawówce czas płynie w miarę wolno. W liceum biegnie. Na studiach leci (dopiero co był pierwszy rok...).

A po studiach już zapierdala. Ledwie mrugniesz, a tu już 30-stka. Weźmiesz oddech i pyk, 40 stka.

Więc jedyne co pozostaje, to cieszyć się chwilą - bo zaraz jej nie będzie. To dlatego w "Fauście" Goethego "trwaj chwilo, o chwilo, jesteś piękną!" jest w punkcie kulminacyjnym - ale dzieci tak naprawdę nie rozumieją, dlaczego. Dopiero po 40-stce zaczyna to docierać.

Curtir

© 2023 by Name of Site. Proudly created with Wix.com

bottom of page